Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XII.
NOTES ZEGARMISTRZA LIPKI.

Była już szósta nad ranem, gdy Turski powrócił do domu. Ale mimo dramatycznych przejść, jakie przeżył tej nocy — nie zamierzał zasnąć. I straszliwa scena z Kirą i Traubem i niezwykła przygoda ze starym zegarmistrzem oraz jego nagła śmierć, nie zmogły go na tyle, by nie miał natychmiast zadowolnić swej ciekawości.
Toć w bocznej kieszeni, prócz kilkunastu tysięcy, wetkniętych prawie siłą przez Lipkę, znajdował się kajecik, w czarnej tekturowej oprawie, odsłaniający tajemnice Trauba.
— Tak Trauba!
To też ledwie się znalazł w swem smutnem i opuszczonem mieszkaniu i rzucił palto na jakieś krzesło — podsunąwszy duży fotel do okna — przez szyby sączyło się mdłe światło mokrego i szarego poranka — począł oglądać kajecik. Kajecik musiał liczyć lat sporo. Świadczyły o tem kartki pożółkłe i daty. Składał się z kilkunastu stron i stanowił niby rodzaj pamiętnika. Gdzieniegdzie pozacierano oddzielne słowa i zdania — może nazwiska — ale całość dawała się łatwo odczytać.
Powoli zapoznawał się z treścią.
Stało tam:
Sierpień 1894 r.
Wrzesień 1896 — tu nakreślony był duży krzyż.
Październik 1900 — uwaga: rozbite zostało moje życie.
Styczeń 1918 — Powrót do kraju. Szukam go daremnie i myślę, jak zemścić się. Wiem, że obecnie przybrał nazwisko Trauba.
Dalej szła spowiedź i objaśnienie tych dat.
„Jeśli to piszę — rozpoczynały się wyznania — to dlatego, żeby, ten, który te notatki po mnie odziedziczy, wiedział, jak ma postąpić. Sądzę jednak, że poprzednio dam mu należyte ustne wyjaśnienia, a człowiekiem, który znajdzie się w posiadaniu tego notesiku, może być tylko wróg Trauba.