powrócić do kraju. Dawno byłbym może od moich towarzyszy uciekł, gdyby nie zaszła nowa przeszkoda.
Tu następuje najboleśniejszy moment moich wspomnień i wnet ten, który ten pamiętnik czyta, zrozumie dlaczego tak nienawidzę Antka...
W sąsiedniej fermie zamieszkiwała cudna dziewczyna, córka polskiego wychodźcy. Była piękna, jak marzenie, a dobra, niczem anioł. Jej ojciec, który zawędrował tu z Litwy, dorobił się małego majątku i marzył, żeby zlikwidować wszystko i powrócić do kraju.
Tam, często zacząłem bywać, a co dalej nastąpiło łatwo domyśleć się można. Zakochałem się niby smarkacz, była to moja pierwsza i gorąca miłość. Wprost oczu nie spuszczałem ze ślicznej dziewczyny, łaziłem za nią, niczem pokorny pies, zaniedbywałem nawet gospodarstwo w naszej fermie.
I ona zdawało się patrzyła na mnie łaskawie. Choć nie śmiałem jej wyznać mojej miłości, moje zachowanie było tak bijące w oczy, że każdy mógł pojąć, jakie mną kierowały względy. Zwrócił na to uwagę jej ojciec i kiedyś po wieczerzy, wśród gorącej i pełnej woni kwiatów egzotycznych nocy, gdy niebo iskrzyło się miljardami gwiazd, a cała ziemia, rzekłbyś śpiewała hymn weselny, pierwszy rozpoczął rozmowę. Jął mnie wypytywać, kim jestem, czemu zawędrowałem do Ameryki, co dalej zamierzam.
Odparłem mu w miarę możności szczerze, że największem mojem marzeniem jest powrócić do kraju. Że zależę od moich przyjaciół, lecz jeśli uzbieram odpowiedni kapitalik, natychmiast pojadę do Polski i tam założę zegarmistrzowski sklep, bo w Ameryce czuję się nieswojo.
— Cieszy mnie to bardzo — odrzekł, dając dość wyraźnie do zrozumienia, że nic nie stoi na przeszkodzie konkurom — bo i ja pragnąłbym wraz z córką powrócić do kraju! Wcale nie mam ochoty, by pozostała tu nawet, gdyby miała wyjść zamąż za Polaka!
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.