Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

szonki kilka pożółkłych fotografij oraz jakiś złożone we czworo papiery. Pochwycił do ręki wyblakły wizerunek przedstawiający młodą, przystojną kobietę. Wpatrywał się weń rozszerzonemi z podniecenia oczami.
— Mamo... mamo — wybełkotał. — Czyż to możliwe... Marja Pawlikówna...
Teraz poczynały mu się stawać jasne rozmaite wypadki z jego lat dziecinnych, które dotychczas wydawały mu się niezrozumiałe. Pojął istotę nieporozumień pomiędzy rodzicami i stałe przygnębienie matki oraz wykrzykniki, które często dochodziły z ich sypialni.
— Chyba dozgonną winnaś mi wdzięczność, że poślubiłem cię z bękartem i dałem mu nazwisko!
Rodzice zmarli młodo i nigdy ich tajemnicy nie zgłębił. Ten notesik, dopiero, otrzymany przypadkowo, odsłoniał nieznane strony życia! Jest więc synem Trauba, a raczej Górala? A ten, którego dotychczas uważał za ojca, i który dał mu nazwisko, ratował matkę jeno od hańby?
Wydało mu się przez chwilę, że pokój wiruje wraz z nim dokoła.
Gorączkowo pochwycił notes z powrotem.
— Co dalej z nieszczęsną Marją się stało — pisał Lipko — nie wiem! W Polsce porzucił ją Góral, a jej ojciec nic słyszeć o niej nie chciał. Podobno, w kilka lat później wyszła zamąż za jakiegoś urzędnika, który się w niej zakochał. Nie mogłem jednak ustalić jego nazwiska — i poszukiwałem jej daremnie... Oto dlaczego nienawidzę Górala... Złamał mi życie... Zbrukał to, co miałem najdroższego i najświętszego na świecie.
Reszta moich dziejów jest krótka.
Jak oszalały chodziłem po stracie Marji blisko miesiąc, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Pocieszałem, jak mogłem biedaka ojca, sam potrzebując największej pociechy. Osiwiał w przeciągu jednej nocy — i przeklął córkę. A gdy doszła do niego wieść,