Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

że ten łotr ją porzucił — nawet pomóc jej nie mógł, — gdyż zmarł na udar serca.
Ja w Ameryce solidną pracą dorobiłem się majątku. Chciałem wrócić wcześniej do kraju, ale przeszkodziła temu wielka wojna. Dopiero, gdy powrót stał się możliwy, przybyłem. W jakim celu? Powodowała mną jedna myśl — zemsta nad Góralem.
Za krzywdy Marji i moje...
Zdołałem ustalić, że przebywa on w Polsce, a swoją bezczelność posunął do tego stopnia, że podaje się za Trauba. Barona Trauba — tego samego, którego ongiś zamordował. Oczywiście, brzmiało to lepiej, z dodatkiem baronowskiego tytułu, niż demokratyczne nazwisko Górala. Dowiedziałem się również, iż wielokrotnie pomnożył wywiezione z Ameryki pieniądze, oczywiście w swoisty sposób.
Kto raz pójdze nieuczciwą drogą, nie tak prędko z niej zejdzie. Powiększył więc swój majątek nieczystemi interesami w czasie wojny, bodaj nawet zajmował się szmuglem i szpiegostwem, a obecnie nie pogardza i lichwą. Daremnie starałem się odszukać Marję. Trafiłem tylko na jej ślad w jakimś hoteliku, w którym zamieszkiwała. Podobno wyszła zamąż, za urzędnika na prowincji i dawno umarła.
A dziecko?...
Żyłem więc zemstą i dla zemsty jedynie. Nie cieszył mnie nawet wzrastający mój majątek — bo jak zwykle bywa, gdy ktoś nie dba o pieniądze, same przychodzą do niego.
Zemścić się, lecz jak?
Zadenuncjować rzekomego Trauba, a właściwie Górala? Donieść władzom, że korzysta z papierów zamordowanego przez siebie człowieka? Donieść o innych jego nieczystych sprawkach?
Bezwątpienia, wywarłoby to natychmiastowy skutek i fałszywy „baron“ osiadłby w więzieniu. Cóż z tego? Wraz z nim i jabym tam się znalazł. Któżby wierzył, że nie brałem udziału w zbrodni, skoro tyle lat milczałem? Żyłem z dnia na dzień, z tygodnia