Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

Tylko? Nie mam pojęcia! Toć, demaskując fałszywego Trauba, oskarży i siebie?
Choć wszystko to wydawało mi się podejrzane i odrazu przyszło mi na myśl, że może mu jeno idzie o wyszantażowanie znacznego okupu z rzekomego Trauba, odparłem, że chętnie będę z nim współdziałał.
Ale... Poco tajemniczość, to nasyłanie nieznajomych mi ludzi?
Powtórnie przysyłał do mnie Karolak swojego człowieka, a na znak dał mu nawet ów pamiętny zegarek, widocznie w tym celu, bym nabrał zaufania. Ten twierdził, że czas kary Trauba jest bliski i że postanowili działać. Że Traub kocha się beznadziejnie w jakiejś hrabiance i że przez nią najboleśniej go uderzą. Powiedział, wreszcie, bym się trzymał w pogotowiu, bo będę potrzebny. Znów nic nie rozumiem a działo to się trzy dni temu.
Czy dożyję zemsty, wątpię w dalszym ciągu. Z sercem coraz gorzej... Dlatego postanowiłem opisać tę historję w starym notesie, który kupiłem jeszcze w Ameryce i w którym przechowuję różne dokumenty. W kieszonce, prócz fotografji Marji, znajduje się fotografja Górala, oraz fotografja Trauba. Prócz tego, jego metryka urodzenia. Wykradłem je pocichu Góralowi, aby się przed nim zabezpieczyć. Ty, który będziesz tę spowiedź czytał, wiesz teraz wszystko...
Tu urywał się rękopis...
Turski pochwycił gorączkowo, dwie wspomniane fotografje. Jedna z nich przedstawiała tęgiego mężczyznę, w stroju myśliwskim — prawdziwego Oskara von Trauba, druga zaś wysokiego, szczupłego, młodego człowieka. Jakkolwiek, zachodziła, oczywiście olbrzymia różnica lat, łatwo rozpoznał swego dawnego zwierzchnika. Obie fotografje nosiły ślady urzędowych pieczęci i wyrwane zostały z oficjalnych dokumentów. Na pierwszej widniał w języku niemieckim podpis, że przedstawia ona barona