Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

godziny blisko upłynęły na odcyfrowaniu notatek.
Do Kiry chyba telefonować za wcześnie? A przecież, musi ją zawiadomić o wszystkiem!
Należy poczekać parę godzin.
Teraz dopiero poczuł, że jest znużony i że wyczerpały go wypadki ubiegłej nocy. Na jednego człowieka tyle przeżyć, było za wiele. Scena z Kirą, śmierć Lipki, niezwykły notatnik.
W ubraniu rzucił się na łóżko i zasnął kamiennym snem. Gdy się obudził już było po pierwszej.
Zbiegł na dół i wszedł do pierwszego po drodze sklepu. Pochwycił telefon i wymienił numer Ostrogskich. Niestety, rychło posłyszał odpowiedź:
— Panna hrabianka wyjechała z Warszawy i nie wiadomo kiedy powróci!
— Wyjechała? — powtórzył z rozczarowaniem — Więc nie zdołam się ocalić! O czemuś ty zawsze takim sfinksem, ty niedobra, zagadkowa Kiro! Krysiu raczej, bo dla mnie pozostaniesz Krysią!

ROZDZIA) XIV.
Co postanowił Turski.

Nazajutrz wyszedł Turski rano z domu i skierował się w stronę kamienicy, w której zamieszkiwał Lipko.
Coś ciągnęło go tam. Chciał raz jeszcze ujrzeć siedzibę tego nieznanego mu prawie człowieka, z którym go obecnie łączyło tyle nici.
Gdy znalazł się na Starem Mieście, wnet spostrzegł zdala klepsydrę. W bramie stało paru ludzi, rozmawiających cicho, jak to zwykle bywa w domach, jakie nawiedziła śmierć.
Zbliżył się i przeczytał:

EDMUND LIPKO,
zegarmistrz,
zmarł w wieku 64 lat,
o czem zawiadamia Rodzina.

Eksportacja miała się odbyć o 6-ej wieczorem, a pogrzeb nazajutrz. Stał tak Turski zastanawiając się, czy mu wypada iść, na obie te ceremonie, czy też pokazywanie się wśród „krewnych“ mogło zwrócić