Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

Tu zrobił cynicznie smutną minę i począł się powoli oddalać. Raptem odwrócił się i zawołał:
— A pamiętaj o papierach! Bo zacząć ze mną, nie jest czasem zbyt bezpiecznie!
— Kanalja! — warknął Turski i zawrócił na pięcie.
Drżał cały. Czuł, że nie oszukał Kowalca i że zawisło nad nim nieuchwytne niebezpieczeństwo. Ale, cóż miał robić. Przyznać się Kowalcowi do posiadania papierów? Aby się pozbyć jedynej broni, jaką zdobył przeciw Traubowi, a jemu ułatwić szantaż? Bo, że Kowalec oddawna zaciągał wokół osoby „barona“ jakieś tajemnicze sieci nie ulegało wątpliwości.
Napewno, nie taki był zamiar Lipki.
Lecz, co robić dalej? Jak rozegrać walkę z Traubem, gdy Kira była nieobecna w Warszawie.
— Ach Kira? Czy naprawdę była nieobecna?
Nie wiedzieć jakie uczucie mówiło mu, że schowała się umyślnie, gdy telefonował, każąc powiedzieć służącemu, że wyjechała. Mówiło mu dalej to przeczucie zakochanego, że znajduje się w szponach Trauba i nie wie, jak z nich się wydostać. Znów dzwonić? Posłyszy tę samą odpowiedź. Nagle powziął postanowienie. Pospieszy do domu i obszerny list napisze. To przekona ją może, że jedynie ocalenie jej ma na względzie.
Wskoczył do najbliższej taksówki, polecając się odwieść do swego mieszkania. Dzięki hojności Lipki, mógł sobie na to pozwolić nie był zmuszony do liczenia się z każdym groszem. Ale, wśród trosk i przeżywanych wypadków, nawet kwestja pieniężna zeszła na drugi plan i chwilowo obchodziła go mało.
Gdy tylko znalazł się w swojem mieszkaniu, pochwycił arkusz listowego papieru i począł kreślić:

— „Droga Krysiu! — pisał. — Nazywam cię tem imieniem, bo na zawsze pozostałaś dla mnie Krysią! Właściwie zaś, po tem co zaszło powinienem napisać — Szanowna hrabianko