Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

porozumiej się ze mną co rychlej, a ja potrafię Cię od niego uwolnić! Sam zamierzam rozmówić się z nim dziś jeszcze, aby unieszkodliwić go się do Ciebie, Krysiu! Wiesz, o co chodzi i jeśli na zawsze. Oto, jedyny powód, dlaczego zwracam znajdujesz się, jak przypuszczam, w Warszawie i mogę Ci być pożyteczny — zawiadom mnie! Zapewniam, nie będę Cię nudził moją miłością i po załatwieniu sprawy, znów rozejdziemy się, jak najlepsi przyjaciele“.
Zawsze Ci szczerze oddany.

Stefan Turski.

Raz jeszcze list przeczytał i pomyślał
— Jeśli jest w Warszawie, to napewno odpowie!
Wybiegł z mieszkania, pragnąc list odnieść osobiście. Może liczył, że Kira sama drzwwi otworzy, że ją zobaczy, że w jakikolwiek sposób się do niej dostanie. Dobrze zapamiętał pałacyk księcia Ostrogskiego z owej nocnej przygody. Rychło przed nim się znalazł, lecz jeśli sądził, że ujrzy swą byłą żonę, to zawiódł się srodze. Znów otworzył mu ten sam stary lokaj, a zmierzywszy go nieufnie, oświadczył, że „jaśnie hrabianki niema, bo wyjechała na czas nieograniczony z Warszawy“.
Turski załamał ręce.
— Panie — zawołał błagalnie do kamerdynera, wsuwając mu jednocześnie 5-ciozłotówkę do ręki — proszę oddać koniecznie jaknajprędzej pannie hrabiance ten list! Tu o niezwykle ważne sprawy chodzi! Przedewszystkiem, jej sprawy! Jeśli pan wie, gdzie się znajduje, niech pan bezzwłocznie go odeśle!
— Dobrze — burknął stary, nieco uprzejmiej, udobruchany pięciozłotowym datkiem, co mu się przytrafiało nieczęsto. — Postaram się, aby ten list doszedł jaknajprędzej do rąk hrabianki.
Nie dodał jednak żadnego bliższego wyjaśnienia — zatrzasnął drzwi.
Turski pozostał jeszcze chwilę — poczem nieco uspokojony, jął się oddalać w stronę miasta.