Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.
Rozdział XV
ROZMOWA SYNA Z OJCEM, CZYLI TRAUB I TURSKI

Turski, po swej niefortunnej wizycie w pałacyku Ostrogskich powziął nieoczekiwaną decyzję. Postanowił zobaczyć się z Traubem. Jeśli dotychczas odkładał to widzenie, to tylko przez wzgląd na Kirę. Ale obecnie, gdy sądził, że Kiry niema w Warszawie, należało postąpić inaczej. A nuż właśnie ten wyjazd stał w związku z szantażami Trauba i trzeba było rzecz samą w zrodku stłumić.
Dochodziła czwarta. Wiedział, że o tej godzinie zastanie w domu swego byłego zwierzchnika.
Podążył na ulicę Szopena — i zadzwonił do drzwi parterowego mieszkania.
— Proszę zameldować panu baronowi — rzekł służącemu, który wtajemniczony w niedawną scenę mierzył go nieufnym wzrokiem — że przyszedłem w bardzo pilnej sprawie!
Lokaj spełnił zlecenie, a nieoczekiwana wizyta bynajmniej nie zdziwiła Trauba. Tak przywykł on oceniać wszystkich z najbardziej niskiej i poziomej ich strony, że był przekonany, iż Turski odegrawszy wówczas scenę „bezinteresowności“, obecnie zgłasię po odrzucone w przystępie „oburzenia“ odszkodowanie. Uśmiechnął się lekko, obiecując sobie w duchu, że obetnie je porządnie. Rzucił lokajowi:
— Proś!
Z miną pełną godności, zasiadł za biurkiem w oczekiwaniu dawnego sekretarza, a gdy ten się zjawił, rzekł doń tonem wyniosłym:
— Proszę, niech pan siada! Domyślam się, co sprowadziło go! Czyż nie należało odrazu załatwić wszystkiego polubownie, miast wszczynać awanturę?
Turski, udając, że nie widzi wyciągniętej ręki „barona“, zajął naprzeciw niego miejsce. Umyślnie