Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

ucieknie pan, lub odbierze sobie życie. O to nie będę się martwił!
I wykręciwszy się na pięcie, widząc przygnębioną minę Trauba, rad z wywołanego wrażenie, wyszedł z gabinetu.
Sądził, że zagrał bardzo mądrze i że całkowicie sparaliżował Trauba... Niestety tylko pośpieszył się zbytnio i dał Traubowi broń do ręki.
Tak odbyła się rozmowa syna z ojcem, w której mówiono o wszystkiem, prócz o uczuciach rodzinnych.
A gdy Turski wyszedł, Traub odetchnął głęboko.
Sytuacja była groźna, bardzo groźna, ale jeszcze migotała iskierka nadziei. Kira nie wiedziała o niczem, kryła się przed Turskim, a do działania miał przed sobą całą dobę.
Ileż razy kilka godzin zaledwie wystarczało w jego życiu, by przechylić szalę zwycięstwa.
W jego głowie już zrodził się plan. Do jutra Turskiego nie będzie na świecie, a w jego kieszeni znajdą się groźne papiery Lipki. Wyciągnął z kieszeni notes. Tam jest zapisany numer domu. Wiedział, że ci ludzie zdobędą się na wszystko...

ROZDZIAŁ XVI.
Dwaj szubrawcy porozumieją się zawsze.

Traub wyszedł natychmiast z domu, lecz wbrew zwyczajowi, nie wsiadł do swej wspaniałej limuzyny. Przeciwnie, odprawił oczekującego przed domem szofera oświadczywszy, że w najbliższych godzinach nie będzie mu potrzebny. Natomiast skręcił w boczną ulicę i zajął miejsce w zwykłej taksówce, rzucając kierowcy adres oddalonego przedmieścia.
Szybko upłynęła droga. A gdy znaleźli się na Pradze, polecił się zatrzymać i długo jeszcze szedł na piechotę ulicą Grochowską.
Wreszcie przystanął przed niewielkim, parterowym domkiem, znajdującym się nieco na uboczu. Był to domek, bez bramy, o zamkniętych okiennicach, do którego wejście prowadziło wprost z ulicy.