dzało, że tej nocy ma zajść coś niezwykłego i w sypialni panował niezmącony spokój.
— Chyba zełgał, psubrat!
Już jął pocieszać siebie samego.
— Zełgał... — Lecz, skąd on wie, wogóle o Krysi?...
Nagle Turski drgnął. Dzięki jasnym promieniom księżyca, które w tę lipcową noc, mimo opuszczonych stor rozwidniały pokój, mógł obserwować co się dokoła działo. Gdy ścienny zegar w jadalni wydzwonił pierwszą, Krysia raptem oderwała głowę od poduszki, zerknęła w stronę męża i upewniona, że ten śpi głęboko, porwała się z łóżka i pośpiesznie poczęła się ubierać.
— Więc, prawda! — pomyślał z pasją, ledwie powstrzymując się od żywszego odruchu. — Już ja ją teraz wytropię!
Ubierała się gorączkowo w półmroku. Naciągnęła sukienkę, później płaszczyk i kapelusz i na palcach opuściła sypialnię, rzucając ostatnie spojrzenie na nieruchomo leżącego męża. Rychło z przedpokoju zabrzmiał cichy trzask otwieranych i zamykanych drzwi.
Teraz z kolei Turski porwał się na nogi. Liczył na to, że zanim dozorca otworzy bramę, zdąży żonę dogodnić. Wdziawszy szybko garnitur, bez kołnierzyka i krawata, wypadł na schody. Przeskakiwał po kilka stopni naraz, a gdy znalazł się na dole, posłyszał trzask przekręcanego klucza w zamku. Przeczekał kilka sekund i ledwie za Krysią zawarła się brama, wypadł i wręczywszy zdumionemu dozorcy znaczniejszy napiwek, wyślizgnął się z domu.
Przez chwilę się obawiał, że ją straci z oczu. Ale, nie. Szła przed nim nie oglądając się poza siebie, całkiem pewna bezkarności, w stronę najbliższego postoju taksówek, przy rogu Wspólnej i Marszałkowskiej.
W pierwszej z nich zajęła miejsce, a Turski prawie jednocześnie znalazł się przy jednej z następnych.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.