Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

Tę tajemnicę mógł jedynie wyjaśnić Traub. Wolał jednak milczeć. Zresztą, cały jego plan powiódł się cudownie.

ROZDZAŁ XXI.
KIRA.

Kira spędziła noc niespokojnie. Silnie zdenerwowana, wstała rano. Turski nie dał znaku życia. Wytłumaczyć sobie nie mogła, co to znaczy.
— Czyżby Traub miał rację?
Kto mówił prawdę — przeklęty baron, czy też jej „małżonek“. Czy Turski w rzeczy samej, zdobył kompromitujące Trauba dowody, czy też w przystępie rozpaczy rzucał niepoczytalne pogróżki? Czemuż się nie zjawiał, gdy sama go prosiła, żeby przybył, a przedtem wciąż telefonował i nadsyłał listy.
Chmura zasępiła czoło Kiry. Przedwczesna była jej radość.
Ale, jeszcze nie straciła nadziei. Może Turski późno do domu powrócił i teraz nadejdzie. Niecierpliwie krążyła po pokojach, nie zaglądając nawet do dziadka i raz po raz wyzierając przez okno.
Na dworze był wyjątkowo piękny dzień, bzy kwitnące przed pałacykiem Ostrogskich roztaczały woń odurzającą, dobiegał wesoły świergot ptasząt, a w Kirę biły potoki słońca i ciepłego, czerwcowego powietrza.
Lecz, smutek nie opuszczał jej twarzyczki. Turski nie przybywał, telefon milczał, niczem zaklęty. Nie skłamał Traub. Stefek nie posiadał żadnych dowodów, a ona nadal, pozostanie pastwą tego lichchwiarza.
Nareszcie, gdy zbliżało się południe, postanowiła uczynić ostatnią próbę, by wyświetlić sytuację.
Uda się na Wspólną...
Bez namysłu naciągnęła na głowę kapelusik i po chwili już biegła w stronę swego dawnego mieszkanka. Nawet nie wsiadła do taksówki, chcąc szybką przechadzką uspokoić wzburzone nerwy.