Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

— W jaki sposób — zapytała — Turski, to jest właściwie mój mąż, przeniknął te tajemnice?
— Przypadkowo! — padła odpowiedź. — Najzupełniej przypadkowo. Lipko, uczciwy z natury, pierwszy odsunął się od swych towarzyszy. Powrócił do kraju, zebrał mały mająteczek i miał na Starem Mieście sklepik zegarmistrzowski. Był to człowiek skromny, nieśmiały i niezbyt energiczny. Szczerze nienawidził Trauba za to, że przez niego stał się mimowolnym uczestnikiem zbrodni, a więcej jeszcze za porwanie mu ukochanej kobiety. Chciał się zemścić, ale brakło mu odwagi i poważnie chorował na serce. Umarł przed kilku dniami. Raz, gdy dostał ataku na ulicy, przypadkowo ratował go pan Turski i odprowadził do domu, a stary Lipko, czując, że policzone są jego godziny, doręczył mu papiery, w których były opisane te wypadki oraz dokumenty, dowiedziawszy się widocznie, że i on nienawidzi Trauba. Pan Turski zaś zamierzał wykorzystać te dowody, aby panią uwolnić z łap przeklętego łotra...
— Wiem, wiem... — przerwała Kira, nie chcąc dopuścić do bliskich zwierzeń, tyczących się jej życia. — Jednego tylko nie rozumiem? W jaki sposób cała ta historja łączy się z wami, to jest z panią i z jej mężem, który tragicznie zginął?
Żona Kowalca — a nasza dobra znajoma Fanny — zmieszała się trochę. Zbliżał się najbardziej ciężki moment spowiedzi. Nie zamierzała jednak ani kłamać, ani się cofać.
— Widzi pani — odrzekła — muszę tu nieco opowiedzieć o mojem życiu. Przed kilku laty wyszłam zamąż za Kowalca... Byłam całkiem wolna, bo rodzice dawno umarli. Może dobrze nie wiedziałam, kim on jest, może liczyłam, że się zmieni... Zresztą co tu dużo mówić, miłość jest ślepa! W rzeczy samej Michał po ślubie trochę się ustatkował. Mam na Pradze mały domek, do którego jedziemy, a prócz tego gospodarstwo, wystarczające na skrom-