Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

inni, a może i władze zainteresują się temi wiadomościami i uczynią z nich użytek. Urządził więc w domu, w piwnicy taką małą komórkę, wybitą materacami. Kiedy zbliżał się atak, co łatwo poznać było można, bo wuj parę dni przedtem nic nie chciał jeść, nie dawał odpowiedzi na zapytania, tylko gadał sam do siebie, lub głucho ryczał, zamykał go wtedy Michał do tej izdebki. Tam, nieszczęśliwy rzucał się, ciskał, ale ani sobie, ani innym nie mógł uczynić żadnej krzywdy, a ataki dość prędko mijały...
— W każdym razie...
— Niech pani pozwoli skończyć. Michał sądził, że na zasadzie wiadomości, wydobytych od wuja, uda mu się otrzymać pieniądze od fałszywego Trauba. Twierdził, że nie popełnia nic karygodnego, bo Traub ukradł je zwyczajnie. Pięćdziesiąt tysięcy dolarów — podkreśliła z błyskiem chciwości w oczach — ładna sumka! Na nasze pieniądze blisko pół miljona! Warto za tem chodzić! Ale Traub cwana sztuka! Nie odpowiadał na listy z pogróżkami...
— Ach, to te tajemnicze listy!... — zauważyła Kira, przypomniawszy sobie opowiadanie Turskiego. — Nie bał się ich?
— Nie! Bo wiedział, że o ile Karolak naprawdę jest w Warszawie, nic mu zrobić nie może, gdyż
— Nie! Bo wiedział, że o ile Karolak naprawdę jest w Warszawie, nic mu zrobić nie może, gdyż
i siebie skompromituje! Zrozumiał to i Michał. Zrozumiał własną bezsilność. Bo nawet, gdyby wuj złożył oficjalną skargę, czy uwierzonoby słowom szaleńca! Zresztą z tego, że Traub znalazłby się w więzieniu, nie przybyłoby nam pieniędzy do kieszeni. Michał postanowił dziaałść inaczej.
— Jak?
— Z jednej strony śledził nieustannie Trauba i stąd miał szczegóły o pani, z drugiej pragnął zdobyć zaufanie Lipki, bo wuj kiedyś się wygadał, że Lipko schował, na złość Goralowi, jakieś ważne a niebezpieczne dla niego papiery. Kręcił się więc koło zegarmistrza i byłby zapewne dopiął celu, bo