Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/187

Ta strona została uwierzytelniona.

miast. Teraz nic już nie mogło świadczyć przeciw niemu. Nie czuł niepokoju, ani wyrzutów sumienia. Ze strony władz nie groziło najmniejsze niebezpieczeństwo. Wszak działał w „obronie koniecznej“. Jedna rzecz chwilami zastanawiała Trauba. Co Kowalec zrobił z Turskim? Że naprawdę musiał go „zlikwidować“, o tem nie wątpił na sekundę. Turski zniknął z domu, a dokumenty znalazły się w posiadaniu Kowalca. Lecz jak załatwił z nim? Kiedy nastąpi oficjalna wiadomość o śmierci byłego sekretarza, pardon... „syna“?...
Tu uśmiech przebiegł po zimnej twarzy „barona“ i bynajmniej nie martwił się, że zginął jedyny spadkobierca rodu. Przeciwnie, śmierć Turskiego podwójnie była mu na rękę — usuwała ostatniego niedogodnego świadka i przyśpieszała datę ślubu z Kirą....
— Świetnie! — aż klasnął w dłonie.
Ubrał się starannie, przy pomocy lokaja, który wciąż wyrażał swój żal, że był nieobecny w domu, gdy „bandyta napadł jaśnie pana“ — uperfumował i zaopatrzywszy się w olbrzymi bukiet kremowych róż, wsiadł tym razem do swego wspaniałego Packarda i wyruszył do Kiry.
Wiedział, iż ją zastanie. Umówił się z nią na wieczór. Zaprosiła go nawet uprzejmie — choć jakiś przymus dawało się wyczuć w jej głosie. Nie przejęło go to zbytnio. Kira, nie dowie się nigdy prawdy o tragicznych wypadkach, a po śmierci Turskiego, tem łatwiej złamie jej opór.
Zastał Kirę samą w saloniku. Siedziała pochylona w rogu kanapy, zamyślona i smutna.
— Pozwoliłem sobie przynieść kilka kwiatków! — rzekł na powitanie, wręczając bukiet i całując ją w rączkę.
Ponieważ był pochylony, nie zauważył wyrazu straszliwej nienawiści, jaki wykrzywił twarzyczkę Kiry. Nienawiści i odrazy. Wydawało się, że gdy jej dłoń musnęły lekko usta barona, doznała ta-