Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

kłego zajęcia. Jego zwierzchnik, baron Traub, był prezesem jakichś instytucji i prowadził rozległe interesy. Przeważnie załatwiał swe sprawy w towarzystwie sekretarza w domu. Turski nie wtajemniczał się bliżej w tranzakcje barona, lecz z otrzymywanych listów i z ogólnego szacunku, jakim cieszył się Traub, łatwo mógł wywnioskować, że jest to potentat finansowy nielada i że posiada rozległe stosunki.
Kiedy się znalazł na miejscu, Traub, już ogolony i w szlafroku, siedział za wielkiem mahoniowem biurkiem, w swym gabinecie. Był to starszy, sześćdziesięcioletni, szczupły mężczyzna, o energicznej twarzy, bez zarostu, którego mądre, bystre oczy przesłaniały wielkie, w amerykańskiej oprawie okulary.
— Przepraszam, że się późniłem... bąknął na powitanie — ale...
— Wcale się pan nie późnił — odrzekł Traub, podnosząc głowę od papierów, jakie przeglądał. — To ja tylko wcześniej rozpocząłem pracę.
Obrzucił roztargnionym wzrokiem swego sekretarza i wyciągnął w jego kierunku dłoń. Turski, który zdążył Trauba już nieco poznać przez szereg miesięcy spędzonych u niego, wnet spostrzegł, że baron jest niezwykle czemś zaprzątnięty i że całkowicie pochłania go jakaś myśl.
Uścisnąwszy więc dłoń zwierzchnika, miał zamiar zająć miejsce przy swoim stoliku, stojącym w pobliżu wielkiego mahoniowego biurka i począć otwierać listy, których cały stos tam znajdował się, gdy wtem zabrzmiał głos szefa:
— Zechce pan, panie Turski, przynieść akta sprawy księcia Ostrogskiego. Znajdują się w sąsiednim pokoju, w szafie, na górnej półce. Szafa otwarta.
Mimowoli drgnął. Akta księcia Ostrogskiego? Czyżby o tego samego chodziło, do którego pałacyku wczoraj usiłował wtargnąć?
Bez słowa wyszedł do przyległej sypialni i rychło odnalazł żadane papiery. Musiały one posiadać pierwszorzędne znaczenie, skoro tam je właśnie przechowywał baron. Bowiem szafa umieszczona