Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

potrzeby też coś dodam! Liczy pan zapewne, że od czasu wypadków w Alasce ubiegło wiele lat i że dzięki różnym przedawnieniam uda się panu wykręcić z rąk sprawiedliwości? Sądzę jednak, że całkowicie wystarczy, gdy po Warszawie gruchnie wieść, iż jest pan tylko Antonim Góralem, mordercą prawdziwego von Trauba....
Fałszywy Traub nie marzył już o zwycięstwie. Możliwie cało chciał wyjść z tej przygody. Zresztą, oczekiwała go jeszcze przeprawa z Karolakiem.
— Czego pani chce? — zapytał, starając się przybrać poprzednią pańską postawę.
— Czego chcę? Kiedyś, pamięta pan, zastawił pan na mnie pułapkę i musiałam się zgodzić na wszystkie warunki. Dziś jestem górą. Nie zawezwę więc policji, nie złożę skargi do władz, nie będę się bawiła w pańskiego sędziego...
— Ja również — przerwał Turski — daruję panu moje krzywdy! Niech kto inny na panu się pomści....
— O ile — dokończyła Kira — natychmiast stwierdzi pan na piśmie, że dług mego dziedka powstał, z lichwiarskich pracentów i że suma kilkuset tysięcy, redukuje się w rzeczy samej do kilka dziesięciu...
— Mogę pani podarować wszystko! — warknął.
— Dziękuje za ten prezent! — zaśmiała się. — Trzymam pana za słowo! Choć nie nęcą mnie pańskie tysiące, przyjmę tę sumę i... ofiaruję na dobroczynność. Wpadł pan, panie Góral! Uczynił pan ludziom wiele złego, a nikomu nic dobrego... Niechaj raz skorzystają bezrobotni...
Udał gniew i zagryzł wargi. W gruncie był kontent, że wykupuje się tak tanio. Najbardziej bolała go zdraśnięta miłość własna.
— Zgadzam się! — oświadczył. — Bo nie mogę postąpić inaczej! Czy na tem koniec?
— Oczywiście, zniszczy pan weksle i odda jeszcze pewne zobowiązanie, które musiałem przez nie-