Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

cisnąć w Kirę książką, która spoczywała na jego kolanach, co może uczyniłby w innym wypadku za podobne „oświadczenie“ i nazwać ją warjatką, tylko burknął:
— Znów męża? Po narzeczonym mąż? Spodziewałem się tego. I czemu do pokoju wpadasz bez zapytania? Jestem zmęczony i senny... Jutro tę sprawę rozważę...
I podczas, gdy Kira składała przed nim najpiękniejszy „dyg“, a Turski oszołomiony kłaniał się głęboko, Ostrogski zapadał w swą zwykłą drzemkę, a tylko jego wargi mamrotały niewyraźnie:
— Turski? Co za Turski? Zdaje się, że porządne nazwisko? Któryś Turski był znanym biskupem za Stanisława Augusta... Zawsze, wolę go... niż nie figurującego w żadnym herbarzu Trauba...
— Idziemy! — zadecydowała Kira, na palcach, opuszczając gabinet i cicho i cicho zamykając drzwi. Formalność została załatwiona... a przy dziadku... całować się nie wypada...
I pierwsza wyciągnęła do męża swe ramiona.


KONIEC.