Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

za żadną cenę — przeciwnie, wszystko powinien był wyciągnąć ze swego skretarza.
— Ależ, o ile to chodzi o sprawy naprawdę poważne, tyczące się pańskiego życia, chętnie służę informacjami, — wyrzekł całkowicie już spokojnie, a na jego obliczu zarysował się taki uprzejmy i serdeczny wyraz, jakiego nigdy dotychczas jeszcze nie zaobserwował Turski. — Chętnie służę!
To też Turski z pełnem zaufaniem opowiadał:
— Muszę uczynić szczere wyznanie, panu baronowi. Ożeniłem się przed dwoma tygodniami, lecz nic nie wspomniałem o tem, sądząc, że szczegół ten, tyczący się mego prywatnego życia, pana barona nie zainteresuje. Ale, moje małżeństwo nastąpiło, w zaiste dziwnych okolicznościach...
— Dziwnych? — podkreślił Traub, przymuszając się do przyjacielsko-współczującego wyrazu twarzy i nie dając poznać po sobie, jak bardzo opowieść podwładnego zaciekawia go. — Czemu dziwnych?
— Przypadkowo poznałem pannę niezwykłej urody, nazwiskiem Krystyna Skalska. Przyznaję, zakochałem się w niej bez pamięci i rychło nastąpił nasz ślub... Przedtem, postawiła różne warunki. Nie wolno mi dopytywać się o jej przeszłość, ani też badać, co czyni obecnie, nawet gdyby czasem jej postępowanie wydawało się niezrozumiałe, dopóki sama nie uzna za stosowne wszystkiego wytłumaczyć.
— Krystyna Skalska?... Warunki.. Zgodził się pan? — wymawiał Traub powoli. — Cóż dalej?
— Sądziłem, że wszystko jakoś się ułoży, lecz... Moja żona, Krysia, stawała się coraz bardziej tajemniczą, aż wczoraj...
— Co wczoraj?...
— Zauważyłem, że o pierwszej w nocy chyłkiem opuszcza mieszkanie, przekonana, że zasnąłem głębok. Wyślizgnąłem się wślad za nią — powtarzał szczegóły przygody — i przysiągłbym, że udała się do pałacyku księcia Ostrogskiego... Tam powitał ją lokaj, nazywając hrabianką Kirą...
— Niemożebne!