Kira! Teraz pojmował jej niespodziewane zniknięcie z Warszawy i wszystkie szczegóły, które dotychczas wydawały mu się niezrozumiałe. Więc wyszła zamąż za marnego urzędnika, jego podwładnego, który dziś zarabiał kilkaset złotych miesięcznie, a jutro mógł posadę stracić. A tego urzędniczka zwiodła również, podając się za zgoła inną osobę?
— O Kiro! — mało nie ryknął Traub głośno. — Cóżeś ty uczyniła? Ty sfinksie bez serca i sumienia!
Ale, jeśli Turski wyspowiadał się przed nim szczerze, on bynajmniej nie miał zamiaru odpłacać mu się szczerością, lub wtajemniczać go w bardzo niebezpieczne, a zawikłane sprawy. Przeciwnie, posiadłszy sekret hrabianki Kiry, — raczej Krysi Turskiej, — chciał jej małżonka ostatecznie zbić z tropu.
— Hm, — rzekł, napozór niedbale, czyniąc nad sobą wysiłek, którego pozazdrościłby mu najprzebieglejszy dyplomata — istnieje pewne podobieństwo... pewne... lecz bardzo dalekie... Pańska żona nie jest hrabianką Kirą!
— Nie jest? — zawołał Turski, pocieszony. — Pomyliłem się do tego stopnia?
— Jakiś niezrozumiały zbieg okoliczności! — Baron wywołał blady uśmiech na swe usta. — Widocznie hrabianka Kira i żona pańska przechodziły jednocześnie w nocy ulicą i wziął pan jedną za drugą.
— Możebne! — bąknął.
Baron jednak chciał wysondować Turskiego do końca.
— Tak, więc zagadka byłaby wyjaśniona! — oświadczył — choć i tak bardzo niezwykłe wydaje mi się pańskie małżeństwo! Czemu pańska żona, pani Krystyna, otacza się taką tajemniczością? Przecież jesteście chyba mężem i żoną?
Turski pojął, a pełen ufności w przyjaźń swego szefa, szczerze wyznawał dalej:
— Właśnie, że nie! Żyjemy jak brat z siostrą!
— Jak brat z siostrą? — Traub nie mógł stłumić radosnego okrzyku, który jednak uszedł uwagi sekretarza.
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.