Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

wysunąć z jego objęć, podczas gdy on przyciskał ją coraz bliżej.
— Zostaw mne... — padł z ust jej krótki rozkaz.
Nie wiadomo, jak dalej potoczyłaby się ta scena i czy Turski, mimo zakazu nie począłby żony obsypywać pocałunkami, gdyby wtem nie nastąpiobsypywać pocałunkami, gdyby wtem nie nastąpiła nieoczekiwana przeszkoda.
U wejścia rozległ się natarczywy dzwonek.
— Ktoś dzwoni! — wymówił ze zdziwieniem — wypuszczając ze swych objęć Krysię. Któż to taki? Nie spodziewam się żadnej wizyty!
I ona nadsłuchiwała niecierpliwie. Nie przyjmowali nikogo i nie posiadali znajomych. A każdy dzwonek, w sytuacji w jakiej żyła, niczem na wulkanie, mógł dla niej oznaczać nowe niebezpieczeństwo.
— Pójdę otworzyć! — wymówił Turski i pospieszył do przedpokoju.
Szybko rozwarł drzwi i aż cofnął się ze zdziwienia. Przed nim stał jego zwierzchnik, baron Traub, z którym rozstał się ledwie parę godzin temu.
— Przepraszam bardzo, że pana niepokoję, — wymówił, uśmiechnąwszy się lekko na widok zdumionej twarzy swego sekretarza — i bardzo przepraszam, że mu zakłócam ciszę miodowych tygodni, dodał, jakby z lekką ironją — lecz sprowadzają mnie pilne sprawy...
— Ależ, panie baronie! — jął się krzątać Turski, chcąc jak najuprzejmiej przyjąć swego szefa. — Nic nie szkodzi... Właśnie wstaliśmy od obiadu. — Zaraz poproszę pana barona do jadalni i przedstawię żonie!
— Będzie mi bardzo miło! — odparł z jakimś nieuchwytnym błyskiem w oczach. — Z prawdziwą przyjemnością poznam pańską żonę!
Podczas, gdy Traub rozbierał się w przedpokoju Turski pośpieszył do jadalni, aby o tych niespodziewanych odwiedzinach uprzedzić Krysię. Ale już tam jej nie zastał. Wszedł do sąsiedniej sypialni, są-