Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

sądząc, że poszła się przebrać i zobaczył, że wbrew przewidywaniom, leży wyciągnięta na łóżku z głową odwróconą do ściany.
— Położyłaś się? — zapytał nie rozumiejąc zupełnie jej zachowania się. — Cóż ci się stało? Musisz się podnieść choć na chwilę! Przyszedł baron Traub i pragnie cię poznać!
— Nie wstanę! — odparła niecierpliwie. — Znów dostałam ataku migreny!
— Migrena? Przecież czułaś się jak najlepiej!
— Sam wiesz, że nagle to na mnie przychodzi i nie prędko mija!
— Ależ — począł tłumaczyć — Traub może poczuć się dotknięty twojem zachowaniem! Wie, że jesteś w domu, a twą nagłą chorobę przyjmie za wykręt! Pomyśli, że z jakichś względów nie chciałaś go poznać! Zależy mi bardzo na Traubie! Proszę cię bardzo, przezwycięż się i wyjdź do nas na kilka minut!
Krysia odwróciła nagle głowę od ściany, a oczy jej, zazwyczaj niebieskie i łagodne, były teraz prawie czarne z gniewu. Taką Turski jeszcze nigdy jej nie widział.
— Mówiłam ci już — ostro zasyczał jej przyciszony szept — że nie wyjdę i dla twego głupiego Trauba nie będę się narażała na nieznośne bóle. Bądź łaskaw więcej nie nudzić. A opuszczając sypialnię, zamknij dobrze drzwi za sobą, bo mnie rażą nawet odgłosy rozmowy!
Wzruszył ramionami i widząc, że więcej nic nie wskóra, pośpieszył z powrotem do swego zwierzchnika. Ten znajdował się jeszcze w przedpokoju.
— Moja żona! — mówił zmieszany Turski, prowadzając go do stołowego — bardzo przeprasza pana barona, lecz czuje się tak źle, że musiała się położyć i nie może go przyjąć osobiście... Żałuję wielce...
Po twarzy Trauba przebiegł znów nieokreślony uśmiech.
— Spodziewałem się tego! — pomyślał w du-