Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

by co to znaczy i nie załatwiłby pilnej korespondencji...
Wszystko stało się obecnie jasne Turskiemu. Baron, opuszczając niespodziewanie stolicę pragnął, by sekretarz pracował w jego nieobecności. Mogły być pilne listy, telefony, zapytania. Pozostawiał klucze od kasy, dając tem duży dowód zaufania. Nagle, przyszło mu na myśl pewne zastrzeżenie.
— Panie baronie — oświadczył — wspomniał pan, że wyjeżdżając zabiera ze sobą lokaja i mieszkanie pozostawia całkowicie puste. Choć ta nieobecność pańska potrwa niedługo, może jeden dzień, czy jest to przezornie? Toż, po tych dziwnych odwiedzinach, powinien mieć się pan, na baczności!
Traub, w odpowiedzi, potrząsnął głową przecząco.
— Po głębszem zastanowieniu — wyrzekł — uważam tę podrzuconą mi kartkę za niedorzeczny żart! Głupi, smarkaczowski figiel! Zresztą, może pan być całkowicie spokojny! Nie pożywiliby się w mojem mieszkaniu włamywacze! Meble wynieść jest trudno, a gotówkę zabieram ze sobą. Pozostają tylko papiery, między innemi akta księcia Ostrogskiego, na które pan będzie łaskaw zwrócić uwagę. Nie przedstawiają one jednak dla złodzieja żadnej wartości...
Wymawiając wyrazy „akta księcia Ostrogskiego“, Traub nieco podniósł głos i położył na tych słowach szczególny akcent. Czyżby chciał by posłyszała je żona sekretarza, znajdująca się w sąsiednim pokoju.
Ale Turski nie zauważył w nich nic niezwykłego i poważnie przytwierdził.
— Zastosuję się do życzenia, pana barona i będę pracował, jak zwykle pracuję!
— O to mi właśnie chodziło! — rzekł Traub, powstając z miejsca i uważając, że jego misja została ukończona. Oto klucze — sięgnął do kieszeni — Ten od drzwi frontowych... A ten od kasy... Umyślnie pozostawiam panu klucz od kasy, aby pan