tychczas opuszczoną na piersi, na widok wchodzącej — Gdzież ty ciągle znikasz?
Krysia, a właściwie hrabianka Kira, podbiegła do księcia i na jego czole złożyła długi pocałunek.
— Drogi dziadku! — odparła — Wszak sam wiesz, ile mam spraw do załatwienia!
Cień niechęci przemknął po twarzy starszego pana.
— Wiecznie te interesy! — burknął z niezadowoleniem — Nie jest rzeczą właściwą, aby podobnemi sprawami, zajmowały się młode panny! Od tego, mamy wszak, naszych plenipotentów!
Siadając obok, na otomanie, postarała się ukryć lekki uśmiech. Książę Ostrogski, napół zdzieciniały, żył od kilku lat, w całkowitej nieświadomości zarówno czasów obecnych, jak i istotnego swego stanu majątkowego, który starannie przed nim zataiła.
Czyż, w podobnych warunkach miała mu rzucić w oczy brutalną prawdę, że dzięki jego poprzednim szaleństwom, z rozległych majątków, nie pozostało nic prócz długów, a plenipotentów dawno nie było? Że groziła im całkowita ruina, a utrzymywała dom od szeregu miesięcy, wyprzedając co kosztowniejsze obrazy i antyki. Książę nie uwierzyłby w straszliwa rzeczywistość, a gdyby nawet przekonała go niezbitemi danemi, mogłoby to przyprawić go o nowy atak i natychmiastową śmierć. A dziadka, mimo wszystkich wad i śmieszności, kochała, jak się kocha jedyną na świecie bliską istotę i gotowa dlań była do największych poświęceń.
— Plenipotentów należy dopilnować! — odparła, grając nadal komedję.
— Dopilnować, dopilnować... — mruknął, z coraz wzrastającem rozdrażnieniem — Ładnie ich pilnujesz, kiedy aż mnie o zobowiązania nudzą!
— Któż taki? — drgnęła.
— Ten baron Traub, wciąż mnie zasypuje listami! Tak wynikałoby z jego słów, bo nie wiem czemu tych listów Jan mi nie doręczał! Wreszcie, dzisiaj przyłapał mnie telefonicznie!
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.