Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

wybadać. — Sądzisz, że umyślnie nie chciałam poznać się Traubem?
— Ależ bynajmniej! — bąknął zażenowany.
— Więc, skoro mi wierzysz, to na naszą zgodę napijmy się wina! I proszę cię bardzo, byś nigdy mnie nie dręczył niedorzecznemi posądzeniami.
Znów napełniła kieliszki, wychylając swój równocześnie z mężem, do dna. Ale, choć stary węgierski trunek działał na Turskiego widocznie, nie okazywał on tego wpływu, na jaki liczyła Krysia. Oczy jego poczynały świecić i wiódł coraz bardziej rozmiłowanym wzrokiem za żoną.
Nagle, pochwycił za butelkę.
— Krysiu! — wyrzekł, nalewając — Zgoda! Przysięgam, że nigdy więcej cię nie będę podejrzewał! Ale zaproponuję nowy toast! Bądźmy, naprawdę, mężem i żoną!
— Oczywiście! — szepnęła, rumieniąc się i niby zgadzając się na tę prośbę, a w duchu pomyślała. — Zaraz stanie się natarczywy! Nie pozostaje nic innego, tylko... proszek.
Tak, nasenny proszek, który od tygodni oczekiwał na swe przeznaczenie, w głębi torebki.
— Zgadzasz się — zawołał w porywie radości — dasz mi nareszcie, zaraz ucałować twe usta?
— Owszem... — bąknęła, niby zażenowana — Tylko... tylko zaczekaj chwilę...
Wybiegła do sypialni.
Powiódł za nią rozkochanym wzrokiem. Czyżby zbliżał się moment wyśnionego szczęścia? Bo, nie tyle grała w nim pozioma żądza, co chęć utwierdzenia się w jej posiadania, pewności, iż jest naprawdę jego żoną. Widocznie i Krysia doszła do przekonanie, że należy zerwać z dotychczasowem postępowaniem, pełnem kłamstwa i obłudnej komedji. Ale, jeśli cofnie się, jak tylekroć, to uczyniła, w ostaniej chwili?
Nie! Wnet zadźwięczały jej kroki z powrotem w jadalni. Szła zaczerwieniona, z opuszczonemi do dołu oczami i unikając jakby jego wzroku, lecz nic