że śmiało zamierzony plan się nie powiedzie? Wiele razy już była zrozpaczona, poznawszy, że Turski mniej znaczy u Trauba, niźli sądziła poprzednio i że przez niego do tajemnic djabelskiego „barona“ się nie dobierze? Ale, wciąż podtrzymywała ją nadzieja. A nuż, przydarzy się szczęśliwy przypadek.
I ten przypadek nastąpił! A Traub, powodowany zaufaniem, pozostawił swemu sekretarzowi klucze, nadmieniwszy, że w szafie znajdują się akta księcia Ostrogskiego!
— Akta księcia Ostrogskiego!
Och, czuła się tak, jakgdyby w ręku już trzymała te akta. Klucze ma, należy tam się udać bezzwłocznie!
Rozejrzała się dokoła, namyślając się, co jeszcze należy uczynić. Bo, rzecz prosta, więcej do tego mieszkanka nie powróci.
Tę drugą sukienkę, trochę bielizny i drobiazgi, pozostawi na pamiątkę mężowi. Chodzi o to, by nie wymknął się jej jaki niepotrzebny papier, mogący naprowadzić na ślad. Starannie przejrzała torebkę, w której stale nosiła swe dokumenty.. Nic, nic nie brakuje.
— Więc w drogę!
Dochodziła jedenasta. Najlepiej wślizgnąć się teraz do domu Trauba, kiedy dozorca mniejszą zwraca na wchodzących uwagę.
Już miała nałożyć płaszczyk i odejść, gdy wzrok jej padł na leżącego bezwładnie Turskiego. Spojrzała nań i drgnęła. Drgnęła, nie dlatego, by ten się poruszył, lub zdradził czemkolwiek, że rychło się zbudzi, ale poczuła nagle jakieś dziwne ukłucie w serce.
— A jednak, postąpiłam nieładnie! — w jej duszy przykrem echem odbiła się myśl.
Przecież, ten biedak ją kochał naprawdę. Kochał, do tego stopnia, że ożenił się, nie wiedząc, ani kim jest, ani co właściwie robi. Zamykał oczy na dziwaczne postępowanie, na niezrozumiałe kaprysy, byle była przy nim, byle jej nie utracić. Pozwalał
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/55
Ta strona została uwierzytelniona.