Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.

na to, na co nie zezwoliłby żaden mężczyzna. I jakżeż mu się odwdzięczyła za ten bezmiar miłości i poświęcenia?
— Nieładnie! — powtórzyło wewnętrzne echo.
Podeszła go podstępnie, udając, iż jej się podoba. Okłamywała, że w przyszłości może go pokochać, podczas gdy nie budził w niej żadnego głębszego uczucia. Użyła naiwnego biedaka, jako narzędzia, by po osiągnięciu celu odrzucić go precz. Co sobie pomyśli, co przecierpi, gdy się zbudzi i jej nie zastanie, a później z biegu wypadków, domyśli się, jaką odegrał rolę?
I nagle dziwnie ścisnęło się serce Krysi, a właściwie Kiry.
— Nie zasłużyłeś na to! — wyszeptała, patrząc na swego pseudo-męża, od którego nie doznała nic prócz dobra. — Nie zasłużyłeś! Ale, czy moja to wina, że muszę iść do celu po trupach?
Łzy zaszkliły się w jej oczach. Pochyliła się niespodzianie i na czole śpiącego złożyła długi pocałunek. A był to pierwszy, dobrowolny pocałunek, jaki składała na czole biedaka.
— Przebacz...
Nagle poczuła, że tak jej odejść nie wypada.
Szybko podbiegła do biurka, pochwyciła arkusz listowego papieru i jęła nerwowo kreślić:
Drogi przyjacielu!
Nazywam Cię tem mianem, gdyż skłamałabym, nazywając inaczej, bo Ciebie nie kocham. Może kiedyś się dowiesz, czemu wyszłam za Ciebie zamąż i czemu spędziłam pod Twoim dachem te kilka tygodni. Dziś, odejść muszę! Prawdopodobnie, na zawsze. Lepiej się tak stanie dla Ciebie, bo nigdy nie byłabym dobrą żoną. Ale, gdy później będziesz oceniał moje postępki, nie sądź, że byłam takim potworem, za jakiego poczytywać mnie można. Zrozum, byłam bardzo nieszczęśliwa i bardzo biedna. O Tobie stale zachowam jaknajlepsze wspomnienie i wiele zachowam prawdziwej wdzięczności. Nie szukaj mnie, sama się zwrócę do Ciebie, bo jakoś będziemy