Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

znajdowało się tych papierów. Jakieś paczki starych nic nie znaczących kwitów, pożółkłe listy... lecz tam, tam... w samej głębi... szara teczka, a na niej napis:
„Akta księcia Ostrogskiego“.
Drżącemi z podniecenia palcami wyciągnęła tę teczkę, sama jeszcze nie wierząc sobie, że ją trzyma w ręce. Rozwarła ją pośpiesznie i wnet przekonała się, że zawiera ona dokumenty i weksle. Aż łzy radości zakręciły się w oczach Kiry. Zdobyła to, co tyle czasu spędzało sen z jej powiek. Zdobyła te przeklęte papiery i obligi, od których zależał ich byt, i zależało, niemal, ich życie.
— Świetnie! — mało nie wykrzyknęła głośno, przyciskając szarą kartonową oprawę teki do piersi, niczem skarb najdroższy — Znakomicie!
Teraz należało zamknąć szafę, pogasić światła i opuścić mieszkanie niespostrzeżenie, tak, jak tu przyszła.
Już zamierzała Kira przekręcić klucz w zamku szafy, gdy wtem, za nią rozległ się głośny skrzyp podłogi, a z jej piersi wydarł się okrzyk przerażenia:
— Kto tu?!
— Tylko, ja, pani! — zabrzmiał w pokoju ironiczny głos, a na progu ukazała postać barona Trauba.
— Pan? Pan?...
— Nic tak dalece dziwnego w tem niema — mówił, uśmiechając się drwiąco — że znajduję się we własnym domu! To raczej, ja powinienem zapytać, co panią skłoniło do tak nieoczekiwanej wizyty.
— Ależ, pan... miał... wyjechać? — wybełkotała, nie mogąc w swem przerażeniu powstrzymać zapytania, cisnącego się na usta...
W jego szarych, zimnych oczach zamigotał wyraz nietajonego triumfu i okrucieństwa.
— Wyjechać? — powtórzył — No, oczywiście... Miałem wyjechać, ale tylko dla jej małżonka... A właściwie, dla pani, by tem łatwiej wpadła w zastawioną pułapkę! Tak jest, hrabianko Kiro...