— Ach! — jęknęła cicho — i, pojęła wszystko.
Pojęła, że Traub był chytrzejszy od niej — i zwyciężył. Podczas, kiedy sądziła, że udało się jej znakomicie ukryć przed nim i komedja z Turskim jest mu nieznana, on przeniknął tajemnicę i wnet domyślił się, co spowodowało dziwaczne „zamążpójście“. Więcej jeszcze. Udając, że nie wie o niczem, symulował wyjazd i pozostawił klucze, by pochwycić ją na tę przynętę i zręcznie wciągnąć w zasadzkę. Och, jakżeż szatańsko przebiegły był ten straszliwy człowiek!
— Tak, hrabianko Kiro! — powtórzył, jakby potwierdzając te przypuszczenia i pragnąc nasycić swą zemstę.
Tymczasem w jej biednej główca, niby błyskawice, krzyżowały się myśli. Co począć, by wydostać się ze straszliwej sytuacji? Zastał ją przy otwartej szafie, trzymającą w ręku, wyjęte i skradzione z tamtąd dokumenty. Tu niema tłumaczenia i sytuacja przedstawia się aż nadto jasno. Jeśli zechce ją oskarżyć, jako złodziejkę? Rozpacz targnęła jej sercem. Tyle wysiłków straconych, gdy papiery już trzymała w dłoni!
— Co pan zamierza? — wyrzekła, zduszonym głosem.
— Co zamierzam? — odparł po chwili milczenia, rozkoszując się jej lękiem i obawą — Przedewszystkiem, odebrać pani tę teczkę, bo choć zamiast prawdziwych weksli włożyłem tam, dla pewności zwykłe kopje, sądzę, że i te są pani zbyteczne.
Teczka wysunęła się z jej ręki.
— Wszystko przewidział! — pomyślała z rozpaczą — Igra ze mną, niczem kot z myszą!
— Pozatem — dokończył, podnosząc napełniony fikcyjnymi obligami karton i kładąc go niedbale na stole — porozmawiać z panią spokojnie! Reszta, bedzie zależała od jej postępowania!
— Od mojego postępowania?
— Naturalnie! Przyłapałem panią w sytuacji, dość... że się tak wyrażę... niezwykłej... W mojem
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.