Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

przybrała groźny wyraz, nie wróżący nic dobrego.
— Czemuż się nie pohamowałam? — przemknęło w duchu Kiry — Jestem zgubiona ostatecznie!
Traub powoli podnosił słuchawkę i już miał rzucić numer policyjnego urzędu...

ROZDZIAŁ VIII.
Przebudzenie się Turskiego.

Turski, z trudem otworzył oczy, w pierwszej chwili, nie pojmując, co się stało.
Leżał wyciągnięty na otomanie, w mieszkaniu paliło się światło. Z trudem zbierał myśli, a raptem na jego twarzy zajaśniał uśmiech zadowolenia. Kolacja... Wino... Te, oszałamiające pocałunki Krysi, lecz czemu, później zrobiło mu się tak słabo?
— Krysiu! — zawołał cicho, sądząc, że żona znajduje się w jadalni i wnet na jego wołanie pośpieszy, a może znów obdarzy nową pieszczatą — Krysiu, przyjdź do mnie!
Ale, ze stołowego pokoju nie odpowiedział nikt i w mieszkaniu panowało głuche milczenie.
— Krysiu! — powtórzył głośniej, unosząc się nieco na łokciu — Gdzie jesteś? Czy, również, zasnęłaś?
Znów, ta sama cisza.
Zdziwiony, zerwał się ze swego posłania i rozejrzał się dokoła. Łóżko żony było puste. Choć kręciło mu się w głowie i chwiał się trochę na nogach, pośpieszył do stołowego pokoju.
Dojrzał tam ślady niedawnej uczty, opróżnioną butelkę wina, kieliszki i talerze, z resztkami zakąsek, niesprzątnięte i porozstawiane w nieładzie. Ale, Krysi nie było.
Nie było jej również w kuchence, a gdy powróciwszy do sypialni, rzucił okiem na wieszak, na którym zwykle znajdowało się jej palto — pojął wszystko. Musiała wyjść natychmiast potem, gdy tylko zasnął.