Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.

Pod wpływem przestrachu, że zaginął drogocenny depozyt, pozostawiony jego pieczy przez Trauba, minęło oszołomienie. Zapomniał nawet, na chwilę, o ucieczce żony. Wytężał myśli, aby sobie przypomnieć, co się stało z kluczami.
— Czyżbym je zgubił, kiedy wychodziłem za interesami na miasto?
Niemożliwe!
Pamiętał najdokładniej, że miał klucze w kieszeni, po powrocie do domu. Pamiętał, że dotykał ich parokrotnie, włożywszy tam przypadkowo rękę.
— Cóż się z niemi stało?
Nagle zbladł, zagryzł usta — a w głowie zrodziło się straszliwe podejrzenie.
— Ona?
Zamigotały w wyobraźni dziwne słowa listu, na jakie dotychczas nie zwrócił uwagi: „nie sądź, że jestem potworem... wybacz mi, gdy się dowiesz o prawdziwej mojej roli....“
— Ona? Po co? Na co? Sądziła, że w kasie Trauba znajdują się pieniądze?
— Krysia złodziejką?
Bo, o cóż innego mogło jej chodzić, gdy zabierała mu klucze z kieszeni, korzystając z jego uśpienia, niźli o pieniądze? Pragnęła uciec, a ucieczka bez pieniędzy jest niemożliwa. Wiedziała, że on znaczniejszej sumy nie posiada, więc postanowiła dobrać się do kasy Trauba, mniemając, że tam skarby odnajdzie.
Uderzył się ręką w czoło. Wszystko poczynał pojmować. I ta butelka wina i to nagłe oszołomienie.
— Co za perfidja! — wyszeptał — Uśpiła mnie umyślnie, by pochwycić klucze i ograbić cudzą kasę!
Nie, należy temu, za wszelką cenę przeszkodzić? Ale, czy zdąży? Bo, Krysia opuściła dom, najmniej dwie godziny temu.
Teraz gorączkowo ubierał się zpowrotem, zaczerwieniony z gniewu. Choć, zgóry domyślał się, że Traub nie pozostawił, zgodnie z zapowiedzią, znaczniejszej sumy w kasie, chciał przewrotną ukarać