słona spadła z oczów. To mówił ten sam Traub, który zrana jeszcze się zapierał, że nie zna jego żony? Bezwzględnie, oddawna jakaś tajemnicza nić musiała łączyć tę parę. Przypomniał sobie nagle i prośbę zwierzchnika pokazania mu fotografji Krysi i jej zmieszanie, gdy Traub przybył do ich mieszkanka.
— Wy... wy... oboje — jął mówić z podnieceniem. Ale Traub ruchem dłoni, wzniesionej do góry, przerwał ten wybuch.
— W rzeczy samej — wyrzekł spokojnie — nie byłem z panem całkowicie szczery! Kiedy zapytywał mnie pan, czy pańska żona, a właściwie pseudo-żona jest hrabianką Kirą, odparłem przecząco! Tymczasem jest nią, naprawdę!
— Co?
— Tak! Wnuczką księcia Ostrogskiego!
Twarz Turskiego stawała się purpurowa.
— W takim razie ten cały nasz ślub... — to fałszerstwo!
— Niezupełnie! — odparł swobodnie Traub, zachowując się tak, jakgdyby prowadził zwykłą towarzyską pogawędkę — Niezupełnie! Bo hrabianka Kira, wyszła za pana zamąż, na zasadzie prawdziwych papierów i pod własnem imieniem i nazwiskiem....
— Jakto? Kira? Krysia?
— Hrabianka ma na imię Krystyna, dziadek zaś przezwał ją zdrobniale Kirą! Oto, wytłomaczenie! Co zaś nazwiska się tyczy, opuściła tylko swój tytuł! Żadnego w tem niema przestępstwa, gdyż tytuły są w Polsce zniesione. Pan zaś, nie znając dobrze rodów arystokratycznych, w tem się nie zorjentował! Pojmuje pan teraz, panie Turski?
— Pojmuję! — wykrzyknął — Ale również pojmuję, że Krysia, przepraszam Kira, jest moją legalną żoną!
Po kamiennej twarzy Trauba, przebiegł złośliwy uśmiech.
— O, pardon! — zaprotestował — Właśnie o to chodzi, że nie jest pańską żoną i żadnych właściwie
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.