Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

Później, zbliżył się do niej powoli i głosem pełnym bólu, wyrzekł:
— Bawiłaś się mną! Byłem dla ciebie pionkiem w jakiejś niezrozumiałej grze! Powiedz, czy tak postępować wolno? Wszak wiedziałaś, że cię kocham naprawdę! Czy wolno, dla jakichś ukrytych celów łamać drugiemu życie?
Jeśli wymawiał te słowa, to tylko dlatego, że szczerze wyrwały się z głębi jego serca i nie mógł ich powstrzymać — lecz nie spodziewał się, że otrzyma na nie odpowiedź. Sądził, że Kira i nadal będzie milczała.
Ale, nagle stała się rzecz nieoczekiwana. Głowa Kiry się podniosła i wtedy dopiero zauważył, że ma oczy pełne łez. Prócz tego, na jej twarzyczce malował się wyraz takiego bezmiernego cierpienia, że nie mógł być udany.
— Nie czyń mi wyrzutów! — ledwie szeptała głosem przerywanym przez łkania — I tak nic nie zrozumiesz... A jam nieszczęśliwsza... od ciebie....
Turski, w swem podnieceniu, nie dosłyszał tego cichutkiego szeptu, lecz ujrzał łzy, świecące w jej oczach.
— Kiro! — powtórzył — Płaczesz? Więc żałujesz swego postępowania? Kiro! Tak piękna istota, jak ty, nie może być zepsuta do gruntu! Mów, co to wszystko znaczy?
Złotowłosa główka Kiry podniosła się znowu i wydawało się, że z jej ust wybiegną teraz głośniejsze słowa. Ale, nagle jej wzrok spotkał się ze wzrokiem barona i Turski posłyszał krótką odpowiedź:
— Nic...
— Nic, nie znaczy? — wykrzyknął, wiedziony jakąś dziwną intuicją. — A mnie się wydaje, że ten pan — tu wskazał na Trauba, nie tytułując go już baronem — posiadł jakąś dziwną władzę nad tobą! Czemu z takim lękiem nań się patrzysz? Może w podstępny sposób cię trzyma w swej mocy? Może...
Nie dokończył Turski następnego zdania, bo w