Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

gabinecie rozległo się uderzenie dłoni Trauba o biurko.
— Dość, panie! — zabrzmiał suchy ostry głos. — Nikogo nie trzymam w podstępny sposób, ani nikomu nie zadaję gwałtu! Hrabianka Kira działa dobrowolnie! A ponieważ aż nadto długo przeciąga się ta śmieszna scena, która hrabiankę zdenerwowała i doprowadziła do łez, aby to zakończyć, jeszcze raz panią proszę, by zechciała panu dać stanowczą odpowiedź!
Rzekłbyś, hypnotyzował wzrokiem swą ofiarę, niczem magnetyzer medjum. A pod wpływem tego wzroku twarz Kiry kamieniała, nabierając jakiegoś twardego wyrazu.
— Mów! — naglił Turski, coraz więcej zbliżając się do Kiry i nie zwracając uwagi na Trauba. Kira raptem wyprostowała się, a oczy, niedawno pełne łez, stały się, jak za najgorszych dni ich pożycia, zimne i bezlitosne.
— Panie! — rzekła do Turskiego, nie nazywając go już poufale, po imieniu — próżno pan nalega i męczy! Wszystko, co powiedział baron Traub jest prawdą! Wszak pozostawiłam w domu list, w którym zawiadamiam pana, że opuszczam go na zawsze.
Zbladł i pojął, że próżne będą dalsze nalegania. Tymczasem, Traub obawiając się, że Kira znów się załamie, jął szybko przemawiać:
— Dalsze wyjaśnienia są chyba zbyteczne! Rzecz oczywista,, że po tem, co zaszło, pracować pan u mnie nie może! Byłoby to dla nas obu zbyt przykre! Ponieważ jednak, przyznaję, został pan mocno pokrzywdzony, jako odszkodowanie, dam panu znaczniejszą sumę! Czy dziesięć tysięcy wystarczy? Oczywiście, o ile nie będzie pan czynił żadnych przeszkód przy rozwodzie.
Turskiego, niby ktoś chlasnął biczem.
— Ach, odszkodowanie! Dziesięć tysięcy! — syknął. — Wcale ładny kawał grosza, panie baronie! Za to, żebym milczał, nie rościł sobie żadnych praw