wziął najmniejszej wątpliwości, co do prawdziwych jego zamiarów.
— Więc słuchaj dalej — mówił — istnieje fakt z przeszłości Trauba, mogący go zgubić ostatecznie! Sam nie mogłem podawać do wiadomości publicznej tego faktu... bo częściowo... — tu się zawahał — zależę od tej trzeciej osoby... Zresztą i ja narażałem się na niebezpieczeństwo. Ty zaś, o ile umrę, będziesz nieskrępowany... Swobodnie dokonasz zemsty, której ja nie mogłem uskutecznić. Kim jest ta trzecia osoba, poznasz z dokumentów. Nie zwracaj się jednak lepiej do niej i nie wierz jej, gdybyś ją poznał, bo i ja nigdy jej nie wierzyłem! Chcę tylko zemsty na Traubie, ona zaś jego pieniędzy... Pojmujesz?
Turski skinął głową.
— Obiecują szeptał stary teraz sam do siebie — że w tych dnia rozpoczną z nim walkę! Ale, czemu zwlekali tak długo? Bo nie było ich w Warszawie? A czyż przeprowadzić tego nie można było z zagranicy?
— Nie wierz im — zawołał, zwracając się znów do Turskiego — to ludzie ohydni, może gorsi od Trauba, nie cofają się przed żadną podłością, przed niczem! O, rad jestem, że nie przyszło mi z nimi się związać!
Turski znów nic nie rozumiał, ale inne zapytanie paliło mu wargi.
— Gdzież są te papiery, kompromitujące Trauba? — prędko zapytał.
Stary z trudem zdjął z szyi jedwabny sznureczek. Na nim znajdował się przywiązany mały kluczyk.
— Podejdziesz do tego obrazu — wskazał jakiś portret, wiszący na przeciwległej ścianie — i zdejmiesz go! Za nim, znajduje się skrytka! Otworzysz...
Podał kluczyk — a Turki błyskawicznie spełnił zlecenie. Odnalazł ukryty otwór w tapecie, wsadził klucz, przekręcił. Odskoczyły drzwiczki tajemniczego schowka.
— Znajduje się tam paczka pieniędzy — wy-
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/88
Ta strona została uwierzytelniona.