Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Złotowłosy sfinks.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.

jaśniał stary — kilkanaście tysięcy. Weźmiesz je sobie.
— Ależ panie! — zaprotestował.
— Weźmiesz! — powtórzył Lipko z naciskiem. — Nie sprzeciwiaj się, bo mi coraz gorzej, atak się zbliża i wiem, co robię! Na walkę z Traubem potrzebne są pieniądze... A po mojej śmierci, choć, ani bliższych, ani dalszych krewnych niema, wnet ktoś się zgłosi i na wszystkiem, co pozostało, położy łapę! Bierz!
— A papiery? — zadał Turski powtórne zapytanie.
— Nie drażnij mnie i kładź w tej chwili pieniądze do kieszeni! — krzyknął stary, a gdy Turski wykonał to, nie chcąc mu się sprzeciwić, dodał — w skrytce, leży spora paczka. Pod nią czarny zeszyt! Tam wszystko odnajdziesz...
— Ten? — zapytał, wyciągając drżącemi z podniecenia palcami mały, zniszczony kajecik.
— Ten... ten... — Lipko urwał nagle i począł się krztusić. — Och, jak mi nie dobrze....
Turski pospiesznie schował zeszycik do kieszeni, niczem skarb najcenniejszy, i podbiegł do chorego. Widać było, że podniecenie, z jakiem od paru mniut przemawiał, przyspieszyło sercowy atak i że w piersiach brakuje mu tchu. Otwierał jeszcze usta, jakby coś chciał powiedzieć, lecz słowa nie przechodziły przez wargi.
— Biegnę po doktora! — zawołał Turski i spiesznie jął naciągać palto.
Było jednak już zapóźno i Lipce nie pomógłby żaden doktór. Nagle osunął się na poduszki, kilka razy konwulsyjnie drgnął, poczem pozostał w bezwładzie.
— Umarł! — szepnął Turski. — Słusznie przewidział swoją śmierć!
Pochylił się nad nim. Ciało sztywniało.
Co dalej robić? Czy zabrać kajet i pieniądze? Czemuż miał się wahać, jeśli sam Lipko chciał tego i nadmieniał, że kosztowna może być walka.