Strona:Stanisław Bełza - Za Apeninami.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

Każdy się zapytuje w ten sposób siebie, kiedy się znajdzie w wiecznem mieście i odpowiadając na to pytanie: „nie“, rzuca się do wagonu, nie zważa na skwar i nudę, pędzi bez tchu po kolejowym torze, i uspakaja się wtedy dopiero, kiedy gwar olbrzymiego miasta doleci jego uszów, kiedy powiew czarującej zatoki, przyniesie mu tak pożądany chłód.
Jestem więc i ja w Neapolu. Obszedłem już pyszną choć brudną Chiaję, przypatrzyłem się piekielnemu ruchowi na Santa Lucia, spacerowałem po Villa Nazionale, przejechałem ulice Toledo i Wiktora Emanuela, przyjrzałem się teatrowi San Carlo, zwiedziłem królewski pałac, jakież więc to wszystko wrażenie pozostawiło po sobie we mnie? Sądzę, że takie, jakie pozostawiłoby w każdym, kto nie od wczoraj wędrował po grodach Europy, a które dałoby się streścić mniej więcej, w następujących lakonicznych słowach: