Strona:Stanisław Bełza - Za Apeninami.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

njami i palmami. To Posilippo, a na froncie, amfiteatr oświecony miljonem świateł, rojny setkami tysięcy ludzi. To Neapol.
Wszyscy podróżnicy jednozgodnie zgadzają się na to, że Neapol, niemile woniejący gdy mu z wewnątrz się przygląda, z zewnątrz, od strony zatoki obserwowany, daje krajobraz wspaniały w całem znaczeniu tego słowa. I ja się z niemi zgadzam. Ani jeden dom w Neapolu, ani jeden z nielicznych zresztą kościołów, nie uderza niezwykłością swojej architektury, wszystko tu proste i bez gustu, wszystko po nad granice pospolitości nie wystrzela. Patrząc na to, zapominasz nieledwie chwilami, że się znajdujesz we Włoszech, i to w największym kraju tego grodzie, we Włoszech, gdzie przecież najmniejsze mieściny, świadczą o dobrym smaku, i to zarówno ubiorem zdobiącym ich mieszkańców, jak i liniami budowli, przyozdabiających ich