mi wyspę Capri. Matka moja prosi mnie i zaklina, abym ratował co rychlej życie moje.
„Mówi mi ona, że w moim wieku przyjdzie mi to z łatwością, podczas gdy sama, stara i otyła, o ratunku dla siebie myśleć nic może; dodaje wreszcie, że umrze szczęśliwa, jeśli nie będzie przyczyną mojej śmierci. Na te słowa odpowiadam jej z mojej strony, że tylko z nią o ratunku myśleć mogę; biorę ją zatem za rękę, i zmuszam do towarzyszenia mi. Z trudnością postępuje ona za mną, wyrzucając sobie co chwila, że powstrzymuje osobą swoją moje kroki,
„Tymczasem popiół, acz w małej ilości, zaczynał już padać na nasze głowy. Odwracam się, i widzę za nami gęsty obłok, ścigający nas z pośpiechem i rozlewający się dokoła. Zejdźmy z głównej drogi, — odzywam się, widząc to, do mojej matki — inaczej
Strona:Stanisław Bełza - Za Apeninami.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.