Strona:Stanisław Bełza - Za Apeninami.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

Dokoła nas latają ogniste kamienie, dym gęsty przepełnia wszędzie powietrze, niebo od wyziewów siarkowych przybiera jakiś szaroczerwony kolor.
U stóp wre, gotuje się, kipi. Rzekłbyś że kuźnia całego piekła, kuje tu dla ludzkości jakieś obroże, by ją prowądzić ku wrotom swoim, na pasku zwierzęcych instynktów i namiętności.
Nie do wytrzymania gorąco! Pali z góry, pali na dole, pali po bokach Co chwila oglądać się musisz, by kamień nie ugodził cię w czoło, co chwila zmieniasz pozycję, by lawa nie dosięgła twych nóg.
Przewodnik przystępuje do ciebie i prosi, byś mu dał sztukę monety.
Dajesz ją, a za chwilę oddaje ci takową, oblepioną skamieniałą lawą.
Oglądasz się, widzisz u stóp swoich Pompeję i Neapol.
Śmieją się one i roją tłumem ludzi.
Tak śmiała się, myślisz sobie, Pompeja, nim skamieniała, zanim się do-