Strona:Stanisław Bełza - Za Apeninami.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

Pociąg pędzi niewstrzymanym pędem.
Mijam Przyrów, nie opuszczając wcale, mimo dłuższego przystanku, wagonu, mijam Bogumin, przez Niemców na Oderberg przeinaczony.
Zalatuje mnie jakiś przyjemny powiew.
To prąd swojskiego powietrza.
Wychylam głowę z wagonu, przedemną roztacza się zielona dal.
To Śląsk, wczoraj jeszcze zmartwiały w uściskach germanizmu, zasypany, jak dawna Pompeja, ognistemi kamieniami wulkanu, dziś ożywiony kiełkującem wśród niego życiem, jak Pompeja, z grobu zmartwychpowstały.
A tam dalej po za odradzającym się, do narodowego życia Śląskiem? Kraj trumien i cmentarzy, zdruzgotanych serc, starganych bezlitośnie nadziei, kraj łez i niedoli, i bohaterskich