tyczna skała, gęsto przypruszona odwiecznym śniegiem, tam wdzięczy się zielonemi barwy uroczy pagórek, przytulony do porosłej iglastym lasem góry, a środkiem tego wszystkiego, mknie szybko przeskakując z kamienia na kamień, wartka rzeka, tu i owdzie pokryta białą pianą, owocem kłótni jej własnej wody, z zalegającemi jej łożysko głazami. Ta rzeka, wśród tych gór niebotycznych, wśród tych zieleni i wśród tych śniegów, zalegających wierzchołki skał łysych, — ta rzeka wijąca się to w tę, to w drugą stronę, jak tanecznica w wirze skocznego walca, i odbijająca w jasnem swem zwierciadle: lazur nieba, szkarłaty słońca i zieleń drzew przeglądających się w niej miłośnie, ta rzeka, powtarzam, groźnemu krajobrazowi drogi Pontebba, daje taki wdzięk poetyczny, jak uśmiech rozpromieniający twarz ukochanej kobiety. Jakże bo tu pięknie, jak uroczo. Mimo że przebywam te stro-
Strona:Stanisław Bełza - Za Apeninami.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.