Strona:Stanisław Bełza - Za Apeninami.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

południe, echem i wonią ojczystego naszego kraju.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

To też, jeżeli śnieg leżący na skałach drogi Pontebba, przypominał mi od czasu do czasu, kraje zimne, gdziem przecież pozostawił to, co mam najdroższego na ziemi, piękna Wenecja, roztoczyła odrazu przed memi oczyma, powaby i dolegliwości skwarnego lata. Wjechałem w jej bramy przed północą, gdy ta niegdyś królowa Adryatyku, drzemała sobie snem słodkim, pokryta lekką gazą gwiaździstej nocy, a już ciepło dawało mi się we znaki. Cóż, gdy nazajutrz rozbudzony śpiewem przekupniów, rozwarłem firanki, przysłaniające mi światło dzienne, i wyjrzałem na świat szeroki, dokoła tu oblany wodą! Przedemną sterczał gmach komory celnej, kąpiący się w wodach kanału, podemną szkliły się zielone fale, tu i owdzie kraja-