moich uszów. Na kilku łodziach, czarnych i cmentarnych, jak wszystkie gondole w Wenecji, grono śpiewaków wykonywa jakieś melodye. Muzyka jest z początku wesoła, to znowu coś o smutniejszą nutę trąci, wreszcie zlewa się w całość hałaśną, imponując przecież swoim doborem. Na łódkach śpiewają postrojeni mężczyźni i kobiety, na gondolowych masztach przyświecają różnokolorowe latarnie, jednostajny, głuchy stuk wioseł o wodę dopełnia reszty, — a prostopadle na to wszystko księżyc rzuca swe promienie białe, tęskne, jak o szczęściu marzenie, czyste jak dziecięcia sen. Czy to było piękne? — nie powiem, ale kto widział Wenecję, nie słysząc śpiewu na jej czarownych wodach, ten znowu nie wie co jest Wenecja. Bo powtarzam, — czar i urok tego dziwnego miasta, spoczywa nie w jego galerjach i muzeach, nad które daleko piękniejsze znajdują się w wielu miej-
Strona:Stanisław Bełza - Za Apeninami.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.