Strona:Stanisław Bełza - Za Apeninami.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

i zamiast gromadzić zasoby do wspólnej skarbony cywilizacyi, czyż i tu niszczenie jej owoców za cel swego stawiają istnienia, które w pracy i pokoju, w oświacie i miłości bliźniego, tak pięknie przecież upływać może, ku zbudowaniu całej ziemi, ku radości nieba całego?...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Gdyby nie okolice Bolonii, droga z Wenecyi do Florencyi, byłaby jednostajną i nudną, jak nasza, dajmy na to, do Częstochowy lub Granicy. Bo naprzód idzie ona płaszczyzną, przeżyna wprawdzie koryta szerokich rzek, ale nigdzie nie prowadzi cię z ich biegiem, nigdzie nie ukazuje w oddaleniu, rozłożystych lasów, tak bardzo urozmaicających krajobrazy północy. Dopiero pod samą Bolonią ukazują się oczom twoim góry, które rzucone na tło zabijającej jednostajności, nieopisanie miły sprawiają efekt.