Strona:Stanisław Bełza - Za Apeninami.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

Nazajutrz z Wołyńskim, znajdowaliśmy się w gabinecie autora „Lirenki“.
Lenartowicz przyjął nas serdecznie, i widoczną okazywał radość, że my go w przejeździe przez Florencję nie pominął. Był to mężczyzna średniego wzrostu, o twarzy ściągłej i ozdobionej sumiastym wąsem, o ruchach energicznych i żwawych. Ile miał gdym go widział w r. 1884, lat? Wyglądał prawdziwie nie na więcej jak na pięćdziesiąt, a gdyby nie silnie miejscami szpakowate włosy, nikt by mu nawet i tej liczby nie dawał. Zajmował skromne mieszkanko na ustronnej ulicy na drugiem piętrze, a jak na poetę i uczonego przystało, gabinet jego był zasłany książkami. Usadowił mnie na kanapie, sam usiadł naprzeciwko, i zaczął wypytywać o kraj, i o to co w domu słychać.
— Właśnie — opowiadał mi — otrzymałem zaproszenie na Zjazd krakow-