Strona:Stanisław Bełza - Za Apeninami.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

Tak dumałem paląc w gabinecie moim cygaro, po wyjściu z kaplicy Medyceuszów i kościoła Santa Croce, gdzie na pomniku, wielki w pomyśle (bo nie w wykonaniu) rzeźbiarz, kazał czcić, złotemi głoski, największego poetę Włoch. Tak dumałem, gdym brał do ręki pióro, by idąc za głosem mojego powołania, nakazującym mi spisywać doznawane wrażenia, zamierzał wprowadzić czytelnika do wnętrza tych galeryi i Muzeów Florenckich, które przed chwilą przebiegałem z płomiennem okiem. Tak dumałem, odrzuciłem pióro w kąt pokoju, a myśl moja zatrzymywała mnie uparcie, na dwóch gwiazdach najjaśniejszych tego miasta: Dantem i Michale Aniele.
Dante i Michel Angelo!
Czyż na dźwięk tych dwóch wielkich nazwisk, nie zadrży na całem ciele Włoch każdy, jak Polak na dźwięk nazwisk Kopernika i Mickie-