Strona:Stanisław Bełza - Za Apeninami.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

du, mniejszymi i większymi kałużami; słońce nie mogąc przegryźć chmur zalegających widnokręgu powierzchnię, nieśmiało tylko i zrzadka darzyło uśmiechami swemi ziemię. Wtulony więc w głąb pudła powozowego, patrzyłem dokoła ciekawym wzrokiem, czepiając zdumione źrenice, to na fontannach, to na murach, które niby szkła w kalejdoskopie dziecięcym, mijały mnie zastępując się wciąż innemi.
Przyjezdny, wysiadający w Rzymie na dworcu, korenspondującym z florenckim, i jadący do hotelu Minerwa, nie doznaje żadnego wrażenia. Wygląd miasta jest tu zupełnie nowoczesny. Stare mury, o których naczytało się tyle, ukazują się tylko wdali, wspaniałe pałace arystokracyi rzymskiej chowają się gdzieś w głębi, a ty jedziesz ulicami zwykłemi, wśród domów najzwyklejszych w świecie, i tylko tu i owdzie ukazujące się wodotryski mówią ci, że nie jesteś na przed-