każdy widzi, kto próg tej katedry przestępuje. Co więcej, kiedy minąwszy zamek Anioła, wejdzie się na podwórze świątyni, której skrzydła niby macierzyńskie ramiona, w miłosny uścisk zaraz każdego przyjmują, kiedy się rzuci okiem na wspaniały obelisk, na szczycie którego umieszczony krzyż, jasno mówi, że krzyż wszystko zwyciężył, i wyobrazi sobie tłum stotysięczny, odbierający tu rok rocznie, z rąk przewodnika wiary naszej błogosławieństwo, uczuwa się nieopisany zachwyt, dla tej potęgi nie z tego świata, która fizycznej siły pozbawiona, nie wsparta żadną bronią, władzą jedynie moralną pokonywa wszystkich swoich wrogów.
I nic się wtedy nie robi sobie z „kulturkampfu“, nic z gromów jakie przeciwko kościołowi ciskał potężny kanclerz z Warcina, nic z praw majowych, jakie dla zwalczenia wpływu kościoła wymyślał, bo się czuje, że to są
Strona:Stanisław Bełza - Za Apeninami.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.