Strona:Stanisław Bełza - Za Apeninami.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.

wojownika, później królik maleńkiego Piemontu? Czyż śnił o tem w śnie najweselszym swoim wtedy nawet, gdy we Florencyi rozkazywał, nawet wtedy, gdy mu cezar Francyi, na wiązanie Wenecję u stóp składał? Czyż śnił? Czyż nie wiedział, że Napoleonowska Francja całą siłą swojego wpływu bronić będzie Rzym od najścia, czyż nie słyszał, jak wszechpotężny minister wyrzekł głośno, że Włochy „nigdy“ grodu tego nie zajmą? A jednak przyszła zawierucha straszna, żelazne pułki odziane w pruskie pikielhauby, pociągnęły z „Wacht am Rhein“ na ustach, na Zachód, potęga na glinianych osadzona nogach, runęła pod uderzeniem taranu, zaświtał groźny dzień Sedanu. Synowiec i spadkobierca wielkiego i krwiożerczego cezara, poszedł w mury rozkosznego Kasselu, aby już nigdy brzegów Francyi nie widzieć, i bez wypowiedzenia wojny, bez walki, prawie że bez wystrzału, włoscy żoł-